Rozdział 4 - Jak wrobić Franka Longbottoma

29 września, środa

- Ale nie jesteś obrażona, prawda?
- Remus, do cholery - odezwała się Edith, choć nie bez czułości. - Jeśli jeszcze raz spytasz, czy nie jestem obrażona, potraktuję cię jakimś paskudnym zaklęciem.
- Czyli nie jesteś, co nie?
Edith przewróciła oczami.
- Byłam zła, okej. Bardzo szybko oceniam ludzi - wyjaśniła. - Moja przyjaciółka mówi nawet...
- Do rzeczy, Edith, do rzeczy - przerwał jej szybko Remus.
- Ach, tak, dzięki - uśmiechnęła się promiennie. - Po prostu nie zniosę już tego smętnego spojrzenia Blacka. A milczący James jest po prostu... - zmarszczyła brwi. - Przerażający - zdecydowała w końcu.
- Ale w taki obrzydliwy sposób, prawda? - podpowiedział Remus.
- No właśnie, właśnie tak! - wykrzyknęła. - Skąd wiedziałeś?
- No proszę cię - roześmiał się. - Jeżeli tylko dasz mu powód, przestanie.
- Już ja mu dam powód.
- Edith - upomniał ją Lupin
- No dobrze. James! - wrzasnęła na cały Pokój Wspólny. Wraz z odwracającymi się w jej stronę czasem oburzonymi, a czasem po prostu zaciekawionymi spojrzeniami jak na skrzydłach nadleciał James Potter, przerażony, przyznający się do winy i gotów przepraszać choćby na klęczkach.
Po raz setny w ciągu tygodnia.
Edith przewróciła oczami, po czym niedbale i wcale na niego nie patrząc wyciągnęła w kierunku Jamesa swoją dłoń.
James padł na kolana i dramatycznym gestem przycisnął ją do swoich ust.
- Dobra, ale tak na serio - oznajmiła Edith zabrawszy rękę i wycierając ją o swój sweter. - Nie przy mnie takie numery, okej?
- Znaczy - zmarszczył brwi. - Za plecami spoko, a przed tobą...
Edith miała właśnie zganić go za te mało dowcipne słowa, ale do Pokoju Wspólnego wpadła Lily, która odwróciła od niej uwagę niecodziennym wymachiwaniem rękoma i wrzeszczeniem na cały głos.
- Rose? Roooseee! - oznajmiła wszystkim Gryfonom, którzy postanowili spędzić przerwę obiadową w przyjemnym zaciszu Pokoju Wspólnego. - List od Dorcas!
- Och! - odezwała się Wing, jednym spojrzeniem zabijając cały entuzjazm przyjaciółki. - A to nowina dla moich poharatanych bębenków.
- Och, przestałabyś - mruknęła Lily, po czym opadła na sofę, gdzie została błyskawicznie otoczona przez, o dziwo, Huncwotów i kilka innych osób.
- Czytaj! - zakomunikowała Rose.
- Co to za Dorcas? - zapytała Remusa Edith.
- Szsz! - uciszył ją natychmiast, nawet na nią nie patrząc.
Chyba za szybko im odpuściła, prawda? Najchętniej założyłaby ręce na piersi i potężnie się obraziła, ale wrodzona ciekawość okazała się silniejsza od wszelkich innych emocji i Edith z uwagą wsłuchała się w słowa Lily.



Kochane!
Jak wiecie jestem tutaj, na zadupiu świata, i pewnie jeszcze myślicie, że strasznie się nudzę. Otóż nie. Oprócz nauki mam jeszcze mnóstwo innych zajęć, które zajmują me serce.
Przede wszystkim jest tu taki chłopak, którego bardzo chciałabym pocałować, ale że po tak krótkim czasie jeszcze nie przystoi, toteż dałam mu dzisiaj w twarz i było to bardzo ciekawe doświadczenie, chociaż on odszedł z wyraźnie nieciekawą miną. Kiedy próbowałam z nim o tym porozmawiać jak na dorosłą osobę przystało, ze śmiechu oplułam się cała spożywaną właśnie owsianką, bo na jego jakże przystojnej twarzy nadal widziałam ślad swojej ręki.
Mój niedoszły luby jest Duńczykiem i chociaż nie znam ich kultury nazywam go "niedoszłym", gdyż nie wydaje mi się, żeby jakakolwiek nacja leciała na młode kobiety z flegmą i płatkami na twarzy.
Wybaczcie mój styl. Jest bardzo wykwintny, nieprawdaż? Wszyscy myślą tutaj, że skoro jestem Brytyjką, to pewnie jestem dobrze wychowana i ogółem kulturę mam w małym palcu. Fakt, powiedziałam wszystkim, że łączy mnie pokrewieństwo trzeciego rzędu z królową i to też może mieć z tym coś wspólnego.
Jak widzicie, bawię się tu dobrze, bo uczę się tego, co lubię, znaczy matematyki i rysunku, robię, co lubię, czyli podrywam chłopców i pozostaję sobą, czyli ośmieszam się publicznie podczas robienia rzeczy poprzedniej.
No, może oprócz tego kłamstewka o królowie i tam kilku innych, ale powiedzmy to sobie wprost, wyglądam jak cholerna Kate Middleton.
Bawcie się dobrze i widzimy się na tańcach.
Pozdrawiam i całuję,


Dorcas


P.S. Syriusz, ten ostatni list, który mi wysłałeś, był bulwersujący, nawet dla mnie. Jeszcze raz zasugerujesz mi coś takiego, Twoja własna mamusia nie będzie chciała przygarnąć Cię pod własny dach.
Ha.
Zabawne! Łapiesz, prawda?


.P.S.S. Remus, przestań przewracać oczami.


Wszyscy równocześnie spojrzeli na Lupina, którego źrenice rzeczywiście były w górze, ale bały się już opaść na swoje dawne miejsce. W końcu jednak spuścił wzrok z powrotem na list, zdając sobie sprawę, że wszyscy już wiedzą, że rzeczywiście przewracał oczami.
- Nie znoszę, kiedy to robi - wymamrotał pod nosem.



P.S.S.S. Peter, jutro prześlę Ci to, o co prosiłeś, i mam nadzieję, że wtedy już będzie między nami po równo i przestaniesz mi grozić. Do cholery, zaczynam się bać chodzić ciemnymi ulicami.


P.S.S.S.S. James, przepraszam, że nie wspomniałam o Tobie w poprzednich peesesesesach, ale nie mam Ci nic do powiedzenia, bo zachowujesz się ostatnio grzecznie. Tak trzymać! Może Evans w końcu się z Tobą umówi.


Lily skończyła czytać i złożyła list, oddając go Rose. Kiedy uniosła wzrok, napotkała wpatrzone w siebie, otwarcie pytające spojrzenie.
- Nie, Potter - mruknęła z oburzeniem.
Syriusz zachichotał pod nosem.
- To kto to jest ta Dorcas?! - zniecierpliwiła się Edith i potrząsnęła go za ramię. Syriusz obrócił się, zaskoczony. - Nie jestem już zła - oznajmiła krótko. - Teraz mów!
- To moja przyjaciółka z podstawówki - wyjaśniła zamiast niego Lily. - Z mugolskiej szkoły, jeszcze przed Hogwartem.
- Mimo że jej rodzice nie są mugolami - dodał Syriusz. - Dziwadło, co nie?
- Lepsze dziwadło - podchwycił z radością James. - Bo nie chciała się umówić z Syriuszem Blackiem. Niemożliwe, co nie? - oznajmił jeszcze weselej, chwytając między palce twarz swojego najlepszego, ale w tym akurat momencie bardzo obrażonego przyjaciela. - Z takim przystojniakiem?
- Och pieprz się, Potter - warknął Syriusz, odrzucając jego rękę. - Byłem wtedy w trzeciej klasie i nic nie wiedziałem o kobietach.
- Ach te skomplikowane trzynastki - westchnęła Edith, a Remus z Jamesem zachichotali radośnie. - Czyli niech ktoś mi to wyjaśni - dodała, tym razem na poważnie. - Dorcas przyjaźni się z Lily i Rose, do których pisze list, a potem kończy go peesami do każdego z was, jakbyście wy też byli jej przyjaciółmi, mimo że dawniej zdarzyło się jej odrzucić względy Syriusza, dla którego, jak wiemy, nie ma większej obrazy?
Tym razem nawet Rose uśmiechnęła się szeroko.
- Powinienem wiedzieć, że będą z tobą problemy - mruknął Syriusz, ze znużeniem obserwując naśmiewających się z niego Gryfonów. - Po tym, jak pierwszego dnia podsumowałaś mnie w tych dziewięciu słowach.
- Siedmiu słowach - przypomniał mu Remus.
- A cholera mnie to obchodzi, jeszcze dobijcie leżącego - zdenerwował się. - Odpowiedź, droga Edith, brzmi "tak". Właśnie tak to wygląda. Dorcas, najlepsza przyjaciółka tych dwóch pań - dodał, wskazując na Lily i Rose, która wyraźnie przewróciła oczami. - Jest osobą pozbawioną wszelkich uprzedzeń i mniej będzie cię oburzać fakt, że jest w stanie trzymać się również z nami, kiedy powiem ci, że spotykała się kiedyś z Lucjuszem Malfoyem.
- O fu - oznajmiła natychmiast Edith, która, mimo że była w Hogwarcie zaledwie od kilku tygodni, wiedziała już, że Ślizgonami należy się brzydzić i pogardzać.
- Przymykamy na to oko - wyjaśniła Rose. - Bo jako jedyna dziewczyna na całym świecie umie usiąść Blackowi na kolanach i wprawić go tym w zakłopotanie.
Edith przybrała niedowierzającą minę, ale nawet Lily skinęła do tej niewiarygodnej wiadomości głową.
- Och - rozczuliła się Path, patrząc na poważnie już zirytowanego Syriusza. - Teraz już rozumiem. Taką osobę rzeczywiście warto mieć w pobliżu na każdą okazję.


- Witaj, Frank - powiedziała powabnym tonem Edith, kilka godzin później siadając naprzeciwko swojego "nowego najbardziej ulubionego" Longbottoma i ze zdziwieniem obserwując jego rosnące przerażenie.
- Daniel - jęknął, zatrzymując przechodzącego własnie za jego fotelem siódmoklasistę. - Zabierz ją ode mnie, proszę. Zapłacę.
Oumen uśmiechnął się lekko pod nosem.
- Wiesz, zależy ile, bo spędziłem z nią całe dzisiejsze popołudnie i jeśli nie jest to co najmniej siedmiocyfrowa liczba, to wolałbym raczej... - korzystając ze swojego znakomitego talentu aktorskiego, odegrał rolę postrzelonego, powieszonego, rozczłonkowanego, podpalonego, pociętego na części i popełniającego samobójstwo, po czym wspiął się na szczyt prowadzących do dormitoriów schodów i jak na prawdziwej azteckiej piramidzie wyrwał sobie serce.
- Naprawdę nie wiem, dlaczego nikt z was nie odnosi się do mnie z należytym szacunkiem - oznajmiła w końcu Edith, krzyżując ręce na piersi.
- No dobrze, Edith, przepraszam - wymruczał Frank. - Czego ci potrzeba? Zrobię wszystko!
- Och, łatwo poszło - zdziwiła się. - Chcę cię umówić na randkę w ciemno.
- Co? - zdziwił się.
- Rrrrrrradnkę w ciemno - powtórzyła, tym razem z należytym akcentem.
- Nie ma mowy - natychmiast zadecydował Frank, wracając do przerwanej lektury.
- Przecież przed chwilą obiecałeś! - oznajmiła nieszczęśliwym tonem. - Powiedziałeś: wszystko!
- Edith, kiedy piękna kobieta prosi, składa się różne obietnice bez pokrycia - wyjaśnił jej znad swojej książki.
Edith przywołała na twarz swój najbardziej czarujący i przekonujący uśmiech i wyrwała lekturę z rąk chłopaka. Frank, który miał z początku protestować, jak większość osób zgłupiał lekko na widok tego olśniewającego grymasu i to dało czas Path na wtrącenie kilku ważnych przymiotników.
- Frank, wyobraź sobie piękną, inteligentną, zgrabną, utalentowaną, rozmowną, zabawną...
- Rozumiem.
- Chodzącą perfekcję, jak ja.
- Jak ty?
- No dobra, podziel przez pół - zreflektowała się szybko. - Jak by to wyglądało, kiedy po całym świecie krążyłyby ideały?
- To byłoby straszne - oznajmił przekonująco. - Ale Edith, ja...
- Ty, właśnie ty, po twojej minie widzę, że chcesz dowiedzieć się więcej.
Roześmiał się, rozbrojony jej nieustannym szczebiotaniem.
- No dobra, dawaj.
- Załóżmy, że jest kilku uczestników, z nich losujemy pary...
- Jeśli się zgodzę, czy oddasz mi moją książkę? - uciął Frank.
- Tak.
- Czy odejdziesz stąd, i nigdy nie wrócisz... dzisiaj?
Edith przez chwilę rozważała udanie obrażonej, ale w końcu szeroko się uśmiechnęła.
- Tak.
- W takim razie biorę udział i nie chcę znać szczegółów.
Patrząc Edith prosto w oczy, pochylił się w jej stronę i szybkim ruchem wyrwał książkę z jej dłoni. Zgodnie z umową dziewczyna wstała i cała w skowronkach pobiegła w stronę dormitoriów.
- I jak? - zapytał Daniel, który czekał na nią przed drzwiami swojego pokoju.
- Zgodził się.
Oumen uniósł w górę brwi w wyrazie szczerego zaskoczenia.
- Jesteś lepsza, niż myślałem - oznajmił z uznaniem. - Domyśla się, że jest tylko dwoje uczestników?
Edith przywołała swój chytry uśmiech.
- Nie, Daniel - oznajmiła złowieszczo. - Nie ma zielonego pojęcia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz