Rozdział 3 - Chowany dla zaawansowanych

21 września, wtorek

- Jak to "nie ma lekcji"? - rzuciła Lily podejrzliwie.
Edith rozłożyła na boki ręce.
- Lily, znasz mnie - powiedziała niewinnie. - W życiu bym ci nie zełgała.
Rose odepchnęła ją bez pardonu na bok, wysuwając do przodu dłoń z nieco poszarpanym już ogłoszeniem. Lily wyrwała i tak mocno zużyty już pergamin z dłoni dziewczyny i szybko przebiegła po nim wzrokiem.
- Hmm, dyrektor ma coś do obwieszczenia, tak? - jeszcze raz zerknęła na Rose. - Czy to nie powinno wisieć na tablicy ogłoszeń?
Wing wzruszyła ramionami.
- Wiesz, jak to jest z Gryfonami. Każdy bierze, ile może.
- Przyznaj się - uśmiechnęła się szeroko Edith. - Ilu pierwszaków pobiłaś, żeby to zdobyć?
Rose prychnęła, kompletnie ją ignorując.
Lily rozejrzała się po pokoju, po czym szybko wciągnęła na siebie szatę i buty, by jak najszybciej znaleźć się na zewnątrz. W Pokoju Wspólnym panował już niezły harmider. Większość Gryfonów tłoczyła się przy ścianie z ogłoszeniami, wydłubując sobie oczy i atakując łokciami co tylko popadnie.
- Z drogi! - krzyknęła Lily, kilkoma sprawnymi ruchami rozsuwając stojących z brzegu uczniów. - Jestem prefektem!
- Och Lily - usłyszała. - Jak ja uwielbiam, gdy kobieta bierze sprawy w swoje ręce!
Nie zaszczycając Jamesa ani reszty rozbawionych chłopaków choćby spojrzeniem, wyciągnęła z kieszeni różdżkę i na trwałe przykleiła powiększone przez siebie ogłoszenie. Remus pojawił się tuż obok niej, szybko przebiegając wzrokiem po pergaminie, po czym zmrużył niedowierzająco oczy i odwrócił się w stronę reszty uczniów.
- A więc oficjalnie - powiedział głośno. - Lekcji nie ma.
Przez salę przebiegł potężny szmer.
- Och - przewróciła oczami Lily. - Jakby tobie miał ktokolwiek uwierzyć - wzięła głęboki oddech. - To prawda! - prawie wykrzyknęła. - Lekcje zostały odwołane, ale o południu mamy wszyscy być w Wielkiej Sali.
- Wiesz, że to seksizm, prawda? - wyszeptał przez kącik ust Remus.
- Och, zupełnie nie wiem, co masz na myśli.
- Oczywiście, że wiesz, Lily - odparł. - Podważasz mój tytuł prefekta.
- W takim razie przepraszam - mruknęła, uśmiechając się lekko. - Cały czas zapominam, ile to dla ciebie znaczy.
Uśmiechnęła się złośliwie, wymijając go i ruszając z powrotem do dormitorium.
- Hej, Lily - zawołał za nią. - Wiesz, dlaczego James tak ci dokucza, prawda? Chodzi o sposób, w jaki się złościsz.
Przewróciła oczami.
- Cóż, i tę teorię słyszałam.


- Daniel! - wykrzyknęła Edith, zajmując miejsce obok siódmoklasisty. - Jak się masz?
- Ja? Przefantastycznie - odparł sennie. - McGonagall uznała, że wolny dzień jest świetnym pretekstem do zadania nam dwóch dodatkowych wypracowań. Uwielbiam siedzieć w bibliotece, gdy nie ma na to czasu nikt inny.
Edith szturchnęła go w bok, starając się go rozerwać. Od kiedy zaczęli trenować razem quidditcha, bez przerwy razem żartowali i mówiąc szczerze Edith nie wyobrażała sobie dnia bez jego zwyczajowych narzekań.
- No to co - Daniel pociągnął łyka soku dyniowego. - Mam się spodziewać czegoś zabawnego tym razem?
- Słucham?
- Jakieś niespodzianki? Psikusy?
Pokręciła głową.
- Nigdy w życiu nie wykręciłam nikomu psikusa - oznajmiła poważnym tonem.
- Ach tak? Nawet w zeszłym tygodniu, kiedy razem z Jamesem wypełniliście puchar Dumbledore'a helem?
Nie zdołała powstrzymać uśmiechu.
- To był dobry numer - zgodziła się w końcu, wciąż się do siebie uśmiechając.
- No tak - przyznał. - Do dzisiaj nie mogę wyrzucić z głowy tego jego dziewczęcego głosiku. Hej, Black! - zawołał, wychylając się zza krzeseł. - Tutaj!
Syriusz podbiegł do nich, wciskając się na wolne siedzenie i rzucając się na babeczki.
- Gdzie Rose? - zapytał z pełnymi ustami.
- Za chwilę będzie - odparła Edith, ze śmiechem zasłaniając mu dłonią usta. - Ale raczej nie ucieszy się na twój widok.
- Ranisz moje uczucia, Edith.
- Ranisz jej umysł, Syriusz.
W sali rozległ się dźwięk metalu uderzającego w kieliszek i wszyscy umilkli. Lily, Rose i Alicja wcisnęły się na swoje siedzenia w momencie, w którym Dumbledore podszedł do mównicy.
- Coś przegapiłyśmy? - wyszeptała Rose.
- Hagrid cytował Hegla - wyjaśnił przyciszonym głosem James. - A McGonagall zrobiła striptiz.
Edith zachichotała, nie zważając na przewracającą oczami Lily.
- O ile nie spodziewam się, by ktokolwiek z was rozpaczał nad odwołanymi lekcjami - zaczął Dumbledore. - O tyle wszystkim wam winny jestem pewne wyjaśnienia. Ten rok nie będzie jak żaden inny i pewny jestem, że wszystkim wam zapadnie głęboko w pamięć. Ministerstwo Magii i my, nauczyciele w Hogwarcie, już od wielu lat rozmyślamy o metodach, które porzucono i tradycjach, o których zapomniano. Dla was oznacza to niewiele więcej jak przestarzałą paplaninę, dla mnie z kolei... Turniej Trójmagiczny.
Słowa odbiły się łagodnym echem od ścian, rozbrzmiewając dźwięcznie w absolutnej ciszy i spotykając uczniów w tych samych pozach, w jakich zamarli kilka sekund temu. Dumbledore nadal rozkoszował się zwycięskim milczeniem, a gdy w końcu pierwszy z uczniów zdołał włożyć swoją opadłą szczękę z powrotem na miejsce, sala rozbrzmiała okrzykami zaskoczenia i pełnym niepokoju szemraniem.
- Stary spryciarz - mruknął pod nosem Syriusz. - Ale się chytrze przypodoba uczniom...
- Turniej Trójmagiczny, choć niewątpliwie ekscytujący i pouczający, ciągnął jednak za sobą ryzyko i odpowiedzialność, której nie zdołała unieść żadna z trzech biorących w nim udział szkół - kontynuował Dumbledore już spokojniejszym, poważnym tonem. - Wymagał przestrzegania ścisłych zasad i zbyt często wymykał się spod kontroli. Dlatego właśnie w tym roku uczcimy jeszcze dawniejszą tradycję - tradycję Turnieju Jednorocznego, swoistego poprzednika Turnieju Trójmagicznego.
Uczniowie na chwilę zmarszczyli brwi. Co to za sztuczka? Czy nie próbują im czasem wcisnąć jakiegoś turnieju dla słabiaków, równie niebezpiecznego co gra w chowanego?
- Wiesz coś o tym, Lily? - zapytała w końcu Rose.
- Natknęłam się na jakieś wzmianki w Historii Hogwartu - odparła cicho. - Jest nieco bezpieczniejszy, a jego przebieg zależy głównie od organizujących go czarodziejów, mniej od podstawowej magii. To coś jak...
- Turniej Trójmagiczny dla frajerów?
Przyjęła skwaszoną minę.
- No, mniej więcej, Syriusz.
- W przyszłym miesiącu - ciągnął dyrektor. - Gościć będziemy uczniów z dwóch dobrze wam znanych szkół - Beauxbatons i Durmastrangu. Wtedy dowiecie się, kto z was dostąpi zaszczytu reprezentowania szkoły, który, choć niewątpliwie pociągający, ciągnie za sobą konsekwencje, z którymi będziecie sobie musieli poradzić sami. Zastanówcie się nad tym poważnie, bo to nie zawody qudditcha - głos Dumbledore'a nagle stał się chłodny. - I gdy już staniecie na arenie, wasz los zależeć będzie tylko od was samych.
- Och, dałbyś już spokój - wymruczał James, uśmiechając się szeroko. Cała ta przemowa zdawała się nie zrobić na nim najmniejszego wrażenia. - Przecież nie wybiorą jakiejś cioty na reprezentanta.
- Tylko prawdziwego, pełnokrwistego mężczyznę? - zapytał Remus, uśmiechając się pobłażliwie w stronę przyjaciela.
- No tak, mnie oczywiście - odparł bez zastanowienia James.
Głośnie prychnięcie, jakie wyszło z ust Lily, na chwilę starło z jego twarzy pewny siebie uśmiech.
- Tak, Lily?
- Przepraszam, wyrwało mi się - odparła lekceważąco, wcale na niego nie patrząc.
- Wyrwało ci się? - powtórzył rozbawiony.
- Och, przecież w pełni wierzę w twoje możliwości - mruknęła i wskazała ramieniem całą salę. - Wszyscy wierzymy.
Rose uśmiechnęła się pod nosem, a Edith pokręciła głową z niedowierzaniem.
Och, znowu?
- Przepraszam, że jestem taki pewny siebie - odparł James, prostując się. - Tym razem akurat nie zamierzałem cię zirytować.
- Och, tym razem? Dziękuję.
- Oj, przestań się dąsać - mruknął zniecierpliwiony James. - Jakbyś nie mogła po prostu powiedzieć wprost, co o tym myślisz.
- Powiedzieć wprost, sugerujesz? - powtórzyła, unosząc wzrok i patrząc mu prosto w oczy. Na chwilę zagryzła wargi. - Powód, dla którego zirytowała mnie twoja wypowiedź, wynika z tego, że uważam, że nie jesteś pewny siebie - wyjaśniła. - Jesteś po prostu próżny.
Syriusz przewrócił oczami, a Remus westchnął z boleścią.
James zmarszczył brwi, zaskoczony, po czym tylko uśmiechnął się pobłażliwie.
- Ach tak, Potter? - zirytowała się Lily, widząc, że wcale go to nie ruszyło. - Coś chciałbyś dodać?
- Ja? - udał zdziwionego. - Nic. Absolutnie nic - uśmiechnął się przebiegle. - Tylko to, że wzbudzasz we mnie nieopisany podziw za każdym razem, gdy z miną władcy świata stoisz nad swoim parującym kociołkiem.
- Ach, przestali już byście! - błagalnie podniósł głos Remus, zanim którekolwiek zdołało wtrącić jeszcze swoje trzy grosze.
- Nie, Remus, dlaczego? - odparła natychmiast Lily. - Może Potter ma coś jeszcze mądrego do powiedzenia?
- No i się obraziła - mruknął Syriusz, dając wszystkim znać o swoim zniecierpliwieniu.
- Ja? - odparła nieco zbyt głośno. - Dlaczego miałabym się obrażać?
- Och, Lily - westchnął. - Oboje puszycie się jak pawie, to jasne. O co ta kłótnia?
- No proszę - roześmiała się Edith. - Odezwał się ten najskromniejszy.
Wzruszył ramionami.
- Mój poziom zakochania w sobie samemu sprawia, że każda wada napełnia mnie dumą - powiedział radośnie. - Ale w przeciwieństwie do Evans nie uważam, że nikt inny nie ma prawa do drobnych triumfów.
- Oczywiście, że ma prawo - zaprzeczyła szybko.
- Ale już nie możliwości? - dokończył szybko James, uśmiechając się niewinnie. Zdawał się coraz lepiej bawić.
Lily zmarszczyła brwi, starając się nie tracić nad sobą kontroli.
- Powiedzmy, że uważam - rzuciła ostrożnie. - Że niektórzy mają więcej możliwości od innych.
- Na przykład ty? - wypalił.
Na chwilę przy stole zapadła cisza. Lily wyglądała na mocno zdenerwowaną, a James na nad wyraz rozbawionego.
- Na przykład ja - powtórzyła powoli, starając się, by jej głos brzmiał spokojnie.
- A więc popraw mnie, jeśli się mylę - rzekł z zastanowieniem. - Uważasz, że masz większe szanse ode mnie, by zostać reprezentantem szkoły w turnieju?
Na chwilę zamarła. Nie do końca jej o to chodziło, ale...
- Można tak uznać, Potter.
Jego uśmiech był tak szeroki, że mógłby pewnie zasłonić całą jego twarz. Ciało. Całą salę.
- A więc to tak - powiedział powoli. - Chcesz się ze mną założyć.
- Założyć? - zmarszczyła brwi. - O co?
- A o cóż mógłbym się z tobą zakładać, Evans? - zapytał zdziwiony, krzyżując na piersi ręce i nie kryjąc zadowolenia. - Jeżeli wygram, to się ze mną umówisz, to oczywiste.
Skrzywiła się lekko.
- A ty słońce, czego sobie zażyczysz? - dodał przesłodzonym tonem.
Uśmiechnęła się równie szyderczo.
- A o cóż ja miałabym się zakładać z tobą, Potter?
- No dobrze, a więc postanowione - uznał, podając jej dłoń i gestem dał znać Syriuszowi, by przeciął zakład. - Jeżeli wygrasz, ja w końcu zostawię cię w spokoju.


pół godziny później
- Och, dałbyś spokój - zawołał Syriusz, sięgając po różdżkę. - Staram się dorosnąć, a ty cały czas usilnie domagasz się powtórki z wieszania do góry nogami.
Severus, który właśnie wyłonił się zza zakrętu korytarza, w wściekłą miną wystrzelił w jego kierunku zaklęcie. Syriusz odbił je niedbałym machnięciem dłoni.
- Proszę cię - powtórzył znudzonym głosem.
- Nie tym razem! - warknął Snape, widocznie tracąc nad sobą kontrolę. - Tym razem odpowiesz za to, co zrobiłeś!
- No nie wątpię - roześmiał się James. - Jak tylko pobiegniesz naskarżyć na nas Slughornowi albo McGonaggal.
Kolejne zaklęcie poszybowało w jego kierunku, ale nawet nie sięgnął do kieszeni, widząc, jak Black wyczarowuje dla niego ochronną tarczę.
- Dzięki, kochany - powiedział słodko.
- Drobnostka - odparł ze skromnym uśmiechem Syriusz.
Ich brak zainteresowania jeszcze bardziej rozwścieczył Severusa, który i tak z jakiegoś powodu niemal szalał z wściekłości.
- Ależ co zrobiliśmy tym razem, Smarku? - zapytał pobłażliwie James.
- Co zrobiliście?! Moje składniki na eliksir...
- Aaach, to - przerwał mu beztrosko Potter, po czym uśmiechnął pod nosem. - Dałbyś spokój, to był tylko taki drobny żarcik...
- Miesiące pracy...! - wykrzyknął Severus, robiąc krok do przodu i odbijając się od niewidocznej tarczy.
- Ach, wybacz! - zreflektował się Syriusz, a James zachichotał. - Już to usuwam.
- Jak możecie! - wrzasnął z furią Snape, podnosząc się z ziemi. - Jak możecie, wy...
- Tylko bez przekleństw, Smarku - ostrzegł go matczynym tonem Peter. - Nikt nie lubi niemiłych chłopców.
W ostatniej chwili zdołał odbić rzucone w jego kierunku zaklęcie, które uderzyło w stojącą nieopodal zbroję, rozrzucając jej części z hukiem po całym korytarzu.
- Co wy do cholery... - zza zakrętu korytarza wybiegł Remus, rozglądając się ze złością dookoła. Zerknął na różdżkę w wyciągniętej dłoni Snape'a. - Severusie - powiedział powoli. - Schowaj to.
- Nie wtrącaj się.
- Właśnie, nie wtrącaj się - powtórzył widocznie już zniecierpliwiony Syriusz. - Twój Severus się z nami pojedynkuje.
Remus westchnął głośno.
- Nie bądź złośliwy, Łapa - powiedział spokojnie. - A ty, Severusie, uspokój się.
- Nie masz prawa mi mówić, kiedy mam być spokojny - warknął drżącym ze zdenerwowania głosem.
- Owszem, mam prawo - odparł spokojnym, choć chłodnym tonem. - Co więcej, jako prefekt mogę cię nawet rozbroić, jeżeli stwierdzę, że zagrażasz bezpieczeństwu innych uczniów.
- Spróbuj tylko! - rzucił ze wzgardą i nim Remus zdążył mrugnąć, kolejne zaklęcie rozprysło na tarczy Jamesa, wyczarowanej w ostatniej chwili tuż przed twarzą Lupina.
- Tego już za wiele! - James w końcu stracił cierpliwość. - Expeliarmus!
Różdżka Snape'a wyrwała się z jego dłoni i poszybowała w kierunku Pottera, który chwycił ją zgrabnym ruchem szukającego. Przez chwilę ważył ją w dłoni, z zadowoleniem patrząc na zszokowaną minę Severusa, po czym odwrócił się i błyskawicznie cisnął nią przez okno.
- Potter! - usłyszał wrzask.
Na chwilę zamarł w miejscu, zupełnie jak dziecko przyłapane na złym uczynku, ale potem ostentacyjnie przewrócił oczami.
- Evans...
- Co to, do cholery, było?! - wykrzyknęła, zbliżając się w jego kierunku szybkim krokiem i zostawiając podążające za nią Rose i Edith daleko w tyle. - Co to było?!
- To było - wyjaśnił pogodnie. - Proste zaklęcie rozbrajające.
- Ty gnoju! - oprzytomniał w końcu Severus, z powrotem rzucając się w kierunku Jamesa i po raz kolejny odbijając się od jego tarczy. - Ty... ty...
- Mało książek czytasz, Smarku - zauważył Syriusz. - To i słownictwo ubogie.
Mimo najszczerszych chęci, Peter i Remus nie zdołali powstrzymać chichotu.
- Śmieszne, bardzo śmieszne - przewróciła oczami Lily. - Tacy jesteście mądrzy i silni, nie znaleźliście jeszcze nikogo innego, nad kim moglibyście się znęcać?
- Na Merlina, Evans - jęknął Syriusz. - Jeszcze raz użyjesz słowa "znęcać", to zwymiotuję na własne buty. Nie zmęczyła cię jeszcze rola nadpobudliwej Matki Teresy?
- Zamknij się, Black.
- Jak zwykle trafny argument, gratulacje!
- On ma rację, Lily - rzucił w końcu James. - Nie znęcamy się ani nawet nie robimy sobie żartów. On zaczął, bez przyczyny.
- Bez przyczyny! - wykrzyknął Snape.
James rzucił mu szybkie spojrzenie przez ramię.
- Smarku, mamusia i tatuś rozmawiają. Nie wtrącaj się proszę.
- Cholera jasna, Potter! - warknęła, zmuszając go do spojrzenia z powrotem na nią. - Właśnie o tym mówię. Czy upokarzanie innych naprawdę sprawia ci przyjemność?
- Tak - wyznał prostodusznie. - Jeżeli ciskają zaklęciami w moich przyjaciół, owszem.
Załamała ręce.
- Och, no to proszę bardzo - oznajmiła. - Na kretyńskie zachowanie odpowiadaj w równie kretyński sposób! To, że ktoś jest słabszy, stawia cię oczywiście w uprzywilejowanej pozycji.
James zmarszczył brwi.
- Nikt cię nie prosił o poradę, Evans! - odezwał się jadowicie Snape, ignorowany przez całą grupę w tak lekceważący sposób. Szybko zdał sobie sprawę z tego, że pozbawiony możliwości rozwiązania problemu przy pomocy magii lub siły, może się jeszcze uciec do słów. Nawet słownie był jednak bezbronny wobec czworga chłopaków, więc skoncentrował całą swoją wściekłość na Evans.
Lily skrzyżowała ręce na piersi.
- Tak, i świetnie zdaje sobie z tego sprawę, Severus - odparła surowo.
- Jesteś równie parszywa jak oni! - dorzucił.
Ze zrezygnowaniem obróciła się w stronę Ślizgona.
- Wiem, że próbujesz mnie obrazić, ale niestety ci się to nie uda - powiedziała niespodziewanie chłodnym tonem. - Zdesperowane komentarze nikogo nie ruszają, więc proszę cię, uspokój się.
Wargi Severusa zadrżały.
- Nie rozkazuj mi, szlamo!
- Coś ty powiedział? - warknął James.
- Szlamo! - powtórzył z satysfakcją Severus.
Lily powstrzymała dłoń Jamesa zaciśniętą na jego różdżce.
- Szlama, tak - powiedziała bez emocji, kierując swoje słowa w stronę Snape'a. - To już słyszałam.
- Nie zareagujesz? - zapytał z niedowierzaniem Potter, opuszczając rękę.
- Nie.
- Ale dlaczego?
Rzuciła mu pobłażliwe spojrzenie.
- Bo jestem ponad to.
Severus prychnął.
- Jesteś ponad to? Jesteś niczym więcej, niż tylko wścibskim, mugolskim bachorem!
- Mówiłam ci już, Severus: nie zdołasz mnie obrazić.
- Nie? - wykrzyknął i nagle jego oczy zaświeciły się niespokojnym błyskiem. - To może obrażę twoją matkę, która, jak słyszałem, od dawna gnije już w szpitalu?
Lily zamarła, zupełnie jak reszta jej przyjaciół, po czym powoli obróciła się w stronę Snape'a z niedowierzaniem.
Pośród tej kompletnej ciszy Severus przełknął głośno ślinę, próżnie uśmiechając się, świadom, że nareszcie zwrócił na siebie uwagę.
Trafił w jej czuły punkt.
Powoli rozciągnął swoje usta w najbardziej paskudnym grymasie, na jaki było go stać.
- A chwasty gniją szybciej niż tulipany, Evans.
Zanim ktokolwiek z przyjaciół zdołał choćby zrozumieć jego słowa, różdżka Lily błyskawicznie wysunęła się z jej kieszeni, a Severus przeleciał nagle przez cały korytarz, uderzając o przeciwległą ścianę plecami z przerażającym, głuchym odgłosem, któremu towarzyszył łoskot książek wypadających z jego torby. A potem bezwładne ciało Snape'a odskoczyło od ściany, po czym znowu w nią uderzyło, naśladując ruch dłoni dziewczyny.
- Lily!
Znowu szarpnęła ręką, ale coś ją powstrzymało. Nagle przytomniejąc, gwałtownie obróciła głowę, przerażonym spojrzeniem obejmując dłoń Jamesa unieruchamiającą jej nadgarstek.
- Rose! - krzyknął błagalnie James.
Lily zadrżała. Kilka szybkich kroków i ramiona przyjaciółki natychmiast zacisnęły się na jej własnych, odciągając ją na bok, wciąż zszokowaną i niemal nieprzytomną.
Edith wciąż stała w miejscu, starając się nie patrzeć na bezwładne ciało Severusa zsuwające się powoli na posadzkę i krew zlepiającą jego włosy.
Uniosła wzrok, napotykając niespokojne spojrzenie Syriusza.
- Sukinsyn - warknął.
Drgnęła.
- On - powiedziała powoli. - Czy wy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz