Rozdział 12 - Niektórzy mężczyźni plotkują gorzej niż trzecioklasistki


16 października

Był sobotni ranek. Tego dnia uczniowie mieli się wybrać do Hogsmeade. Taki niby drobny wypad dla każdego oznaczał coś innego.
Dla tej cholernej zakupoholiczki na przykład, wszystkim dobrze znanej tyranki Edith Path, Hogsmeade oznaczało zakupy, a zakupy oznaczały rozkosz.
- Edith, kupujesz sukienki? - zawołała Lily. - Na to przyjęcie z okazji przyjazdu Beauxbatons i Durmstrangu? Nie chce zakładać żadnej z letnich, a innych... cóż, nie mam. Taka bieda.
- Mądrze wydedukowane, Lily. Klimat letni rzeczywiście nie odpowiada - odparła Path z rosnącym entuzjazmem. - Uwielbiam zakupy - dodała po chwili swoim pustym, zarezerwowanym specjalnie na takie okazje tonem i roześmiała się w sposób, jaki uchodzi tylko ślicznym, długonogim blondynkom. - Rose?
- Mam sukienkę - odparła powoli Wing. - Ale mogę wam potowarzyszyć.
Lily usiadła na łóżku.
- Nie musisz.
Rose odwróciła się do niej zdziwiona.
- Ale chcę!
- Daj spokój, znam cię od 5 lat. Bardziej od zakupów lubisz tylko randki z Syriuszem Blackiem.
Wing tylko uśmiechnęła się przepraszająco.
- Nie obrazicie się?
- Jasne, że nie! - z łazienki wyszła Edith. - Ale jak wrócimy, to szykuj się na pokaz mody i terror, jakiego jeszcze nie znałaś.
- Boże, blondynko!
- Dopiero się rozkręcam, Rose - wyznała, puszczając do przyjaciółki oczko. - Zbieramy się, Lily?
Szybkim krokiem wyszły na śniadanie. Jak zwykle, nie minęła minuta, gdy do ich stołu przysiedli się Huncwoci.
- Dziś impreza - oznajmili konspiracyjnie.
- Z jakiej okazji? - udała zainteresowaną Lily i uśmiechnęła się uroczo. - Załatwiliście dawcę na przeszczep mózgu dla Pottera?
Rose parsknęła.
- Oplułaś się kochanie - oznajmił Syriusz.- Jak na lo... AUU!!! - zawył, gdy pod stołem dosięgła go noga Rose. - No co? Nieprawdę mówię...? AUU!!!
- Wybieracie się na zakupy? - odchrząknął Remus.
- Jasne.
- To mogę mieć prośbę? - ucieszył się, choć na wszelki wypadek ominął wzrokiem Rose. -Edith, kup mi jakąś koszulę. Ale normalną, proszę - powiedział, gdy zobaczył błysk w jej oczach. - W żadne tam hawajskie kwiatki ani zwierzątka. To już nie jest zabawne, błagam, coś normalnego.
- Czemu sam nie kupisz? - zapytała Lily.
- Nie mam czasu - wzruszył ramionami. - Poza tym się nie znam.
- Nie masz czasu? - Rose uniosła w górę jedną ze swoich cienkich brwi. - A co robicie?
- Noo - zająknął się. - Idziemy na piwo.
Edith zachichotała.
- Jej bym nie wierzyła - mruknęła Lily, sama rozbawiona prostotą charakterów chłopaków. - Ale spokojnie, ja ci coś załatwię.
Remus odetchnął z wyraźną ulgą. Daniel Oumen, który właśnie wszedł na salę, wślizgnął się na siedzenie obok Syriusza.
- Co wam tak wesoło? - zapytał, targając włosy Edith.
- Och, tak bez powodu - odparła tamta. - Tobie też coś kupić? Koszulę? Krawat? Dżinsy?
- Nie dzięki, wszystko mam.
- ...bokserki, biustonosz? - zastanowił się na głos Syriusz.
- ...śpioszki... - zaproponowała Rose.
- ...skarpetki... - zatroszczył się James.
- ...aparat na zęby...
- ... dezodorant...
Daniel spojrzał się krzywo na Petera.
- Coś sugerujesz?
Wszyscy parsknęli śmiechem. Rose zaczęła pociągać nosem.
- Coś tu tak...?
- Jesteście bandą zawszonych gówniarzy - oznajmił Daniel, wstając obrażony od stołu.


Jesień. Ach ta jesień.
Rose napisała o niej kiedyś piękny wiersz.
Było w nim dużo przekleństw, działających na wyobraźnię opisów i znakomity wers: Obsrała wściekłą mżawką żółte zgniłe liście.
Była chyba wtedy pijana, prawda?
Lily zachichotała pod nosem na wspomnienie wściekłej, spełnionej Wing, wyklinającej na czym ten spluchany świat stoi.
Obejrzała się przez ramię, obserwując brodzącą w kaloszach przyjaciółkę. W tym roku nie wydawała się wcale taka wściekła. Była raczej zamyślona, ale nie w nostalgiczny, smutny sposób. Coś w jej postawie i rytmie kroków wskazywało na nie taki typowy dla niej entuzjazm.
Zupełnie jak Alicja, która wydawała się wręcz promieniować szczęściem. Całą sobą.
Tak w ogóle Alicja zawsze była ładna, ale od pewnego czasu wyjątkowo. Jak teraz. W szarym, luźnym golfie i wysokich butach, z ciemnymi lokami rozrzuconymi na zwojach wełnianego szalika i z zaróżowionymi od mrozu policzkami wyglądała tak, jak każda dziewczyna chciałaby wyglądać przy tak ponurej pogodzie. Nic dziwnego, że krzątało się teraz wokół niej coraz więcej chłopaków. Frank będzie musiał się sprężać, jeśli nie chce, żeby ktoś sprzątnął mu ją sprzed nosa.
Stanęli w miejscu zbiórki. Wrócić mieli w przeciągu pięciu godzin.
- Pięciu...? - jęknęła zrozpaczona Rose, która miała na nas zaczekać.
- Pięciu...? - jęknęła zawiedziona Edith, która w pięć godzin nie zdążyłaby nawet zbliżyć się do przymierzalni.
- Wiesz co - powiedziała Lily. - Spotkajmy się za trzy godziny. Nie zniosę sprzeciwu - dodała, widząc minę Edith.
- Ok - potwierdziła Rose. - Ale co ja będę robić?
- Och, z pewnością sobie poradzisz - odparła Ruda, ciągnąc Path za rękę. - Do zobaczenia!
- No jasne - odparła bardzo cicho i powtórzyła słabym głosem. - Co ja będę robić?
Poczuła rękę na swoim nadgarstku i ktoś pociągnął ją zdecydowanie w stronę miasteczka.
- Już ja o ciebie zadbam - usłyszała znajomy głos.


Huncwoci razem z Frankiem siedzieli sobie w Trzech Miotłach, popijając kremowe piwo i dyskutując o tym, o czym poważni mężczyźni zwykli dyskutować: quidditchu, pojedynkach i powabnych kobietach.
- Mecz z Krukonami już za niedługo - powiedział żywo Potter. - Aż mi się smutno robi, jak pomyślę o tych biednych ofermach...
- Sam nie wiem - Frank potargał sobie włosy. Ten odruch zaczerpnął chyba od Pottera, najprawdopodobniej w wyniku parodiowania go przy samym Rogaczu. - Podobno ich nowy obrońca jest naprawdę niezły.
- Który to? - zapytał Syriusz z obojętnością, na jaką mógł pozwolić sobie tylko taki narcyz jak on.
- Eryk Fross - odparł Frank.
- Ten nowy? - zdziwił się Potter.
- Tak - potwierdził, po czym skrzywił się i powtórzył:
- Podobno jest naprawdę niezły.
James uśmiechnął się chytrze i spojrzał kątem oka na Syriusza.
- Podobno teraz leci na niego cały Ravenclav.
- E tam, cały - Łapa trochę nerwowo machnął ręką, wielce niezadowolony.
- Mówią, że - ciągnął przyciszonym głosem rozbawiony w duszy Rogacz. - Że próbowała się z nim umówić Rachel Botan.
Frank pokiwał głową. Taak, już to słyszał.
Rachel Carmen Botan była szczupłą, kasztanowłosą Krukonką o zielonych, przenikliwych oczach. Botan miała tę zaletę, że wiedziała dokładnie, w czym ładnie wygląda, jak powinna się obciąć i całą taką resztę głupot, które przy jej urodzie czyniły ją jedną z najładniejszych dziewczyn w Hogwarcie. W chłopakach mogła przebierać, ale nie była głupia i jej wybory były bardzo przemyślane, więc umawiała się tylko z tymi, którzy naprawdę jej odpowiadali.
- I co? Udało jej się? - spytał Frank, który pojął zamiary Jamesa.
- Na razie nie - odparł Rogacz. - Zobaczymy w przyszłości.
Spojrzeli na minę Syriusza i ryknęli śmiechem. Sam zainteresowany otrząsnął się i w końcu sam się uśmiechnął.
- Lubicie sobie robić ze mnie jaja, co nie? - spytał z przekąsem.
- Kochamy - odparł chichoczący Frank.
- Ale tylko dlatego, że tak łatwo dajesz się zdenerwować - dodał ze śmiechem siedzący wcześniej cicho Remus.
- Nie martw się - Longbottom klepnął Łapę po plecach i po chwili dodał zupełnie poważnie. - Osobiście uważam, że Rachel zbrzydła.
- Bo przyładniała ci Alicja - odparł na to Syriusz, zadowolony, że w końcu może się odciąć.
- "Przyładniała"? - powiedział lekko zawstydzony Frank, jako że nic lepszego nie przyszło mu do głowy.
- Oj, jakiś ty przesłodki Longbottom, ty i ta twoja udana niewinność - roześmiał się James. - Jeślibyśmy teraz ułożyli listę najładniejszych dziewczyn, będziemy ją podświadomie układać patrząc na to, kogo lubimy. A więc powiedzmy sobie wprost: pierwsza będzie Lily Evans.
- Nie, Alicja - roześmiał się Frank.
- Dla mnie może być Botan, albo ta puchonka, Mischa Lover - powiedział nieswoim głosem Syriusz.
- Edith - odparł po prostu Peter.
- A ty Luniaczku? - zapytał Łapa.
- Mi się nie podoba Rachel. Dla mnie... mhmm... Lover jest okey, i Lisa Autkins, mhmm... z Gryfonów to może... Rose jest ładna, Edith też, Lily niczego sobie, ale wybacz, Rogaczu, są ładniejsze...
- Chlorissa McGregor - podchwycił Syriusz.
- Żartujesz sobie? - jęknął Frank.
- Takiś się zrobił wybredny, Longbottom? - zdziwił się James.
- Nie mój typ - wyjaśnił prostodusznie Frank. - Więc czy naprawdę z Gryfonek umiemy wymienić tylko Lily i jej przyjaciółki?
- Lubimy je i najbardziej znamy - odparł spokojnie Remus. - Poza tym nie wymieniliśmy nawet Dorcas.
- Dorcas jest przeciętna - odparł James. - Robi się naprawdę ładna dopiero, jak się ją pozna. Wcześniej nie widać całego jej uroku.
- Prawda - zgodził się Syriusz. - Więc co byłoby na końcu listy?
- Proszę, nie zniżajmy się już do tego poziomu - wymruczał błagalnie Remus, ale nikt go nie słuchał.
- Sandra Copier, ta tłusta puchonka - wyznał bez zahamowań James. - I ta potężna Ślizgonka, Maria Torper.
- Gryfonki mamy ładne - zaczął Syriusz. - Choć... może pare jest. No nie wiem, Riley Ben, Britain Colper...
- Nie kojarzę - powiedział Frank.
- Piąta klasa. Cała okrąglutka, rude, napuszone włosy związane w warkocz, wielkie okulary, za długie szaty, z tyłu plecy, z przodu plecy...
- Okej, stop, mam dość! - powiedział nagle Frank.
- Co? - zdziwił się Syriusz.
- Och - jęknął Remus. - Czy naprawdę musisz sobie zadawać to pytanie?
- Hmm - Łapa podrapał się po głowie. - No tak. Rzeczywiście.
Cała piątka pociągnęła nieśmiało ze swoich kufli, speszona, że znów zachowują się jak trzecioklasistki w dziewczęcym dormitorium.


Rose i Daniel siedzieli w jakiejś podrzędnej, mało popularnej kawiarence na obrzeżach wioski. Wcinali ciastka i dyskutowali o mało istotnych wydarzeniach tego miesiąca. Oprócz nich na sali siedział jeszcze jakiś starszy czarodziej, dwie pulchne kobiety i grupka szepczących coś sobie bez przerwy drugoklasistek.
Rose uniosła filiżankę z herbatą do ust, a Daniel szturchnął ją pod stołem nogą, skutkiem czego zawartość filiżanki poleciała na biały, przypominający firankę obrus.
- Fiu, fiu - zagwizdał chłopak. - Panienka z lordowskiego dworu rozlewa herbatę...?
Rose przewróciła oczami, nie zaszczycając tego żartu nawet kąśliwym komentarzem. Daniel ruchem dłoni odesłał nadchodzącą kelnerkę, sam usuwając plamę z imponującą sprawnością. Rose zauważyła lekko zawiedziony grymas na twarzy kobiety i z jakiegoś powodu wprawiło ją to w próżne zadowolenie.
Z jakiegoś powodu... No dobra. Była rozpieszczonym, rozkapryszonym dzieckiem, i czyjaś zazdrość sprawiała jej radość. Zadowoleni?
- Hej, Rose, a co ci robią rodzice, jak źle trzymasz sztućce?
- Zamykają w katakumbach - po chwili spoważniała. - Właściwie to nie wiem. To mi się po prostu nie zdarza. Ale po powrocie z Hogwartu jestem ganiona za pewne nawyki, jak mówienie na jednym wydechu czy prychanie. No i zawsze pani matka wypytuje mnie, czy spotkałam już bogatego chłopaka z dobrego domu.
- I co odpowiadasz? Syriusz Black?
- Właśnie - palnęła się dłonią w czoło. - Jesteś geniuszem! Dlaczego ja na to nie wpadłam?
Rzucił jej lekko zaniepokojone spojrzenie, które wprawiło ją w jeszcze lepszy humor. Roześmiała się ciepło, więc Daniel też musiał się uśmiechnąć.
- Właściwie - powiedział powoli. - Jak to jest z tym Łapą?
Westchnęła.
- Czy ja wiem? To chyba jego reakcja na zakochanie Jamesa.
- Też chce kogoś adorować?
- Raczej parodiować - sprecyzowała. - A ja po prostu nigdy go nie lubiłam. Do czasu tego wypadku z Lily i Jamesem, tak myślę. No i ta wiedźma Edith... wiesz, co potrafi robić w ludźmi.
- Wiem bardzo dobrze - uśmiechnął się ironicznie. - Jako że przed Edith nawet nie próbowałaś ze mną rozmawiać.
- A ty próbowałeś? - zapytała od razu. To właśnie w niej lubił - że nigdy nie dała sobie dokuczyć. - Swoją drogą, czy to nie zabawne, że używamy terminu "przed Edith"?
- Kiedy ktoś tak szybko gada, tak głośno się śmieje, i tyle się popisuje - Daniel wzruszył ramionami. - Myślę, że taka nazwa epoki jest lepsza od wielu innych.
- Na przykład?
- "Zanim polubiłam Syriusza".
Rose uśmiechnęła się szeroko.
- To była dobra epoka - rozmarzyła się. - Ale ta też nie jest najgorsza. Choć jeżeli chodzi o naszą opartą na plotkach miłość niewiele się zmieniło.
- Czyli z Syriuszem to bajka?
- I to wyjątkowo mało trafna. Wyobraź to sobie: ja i Syrusz.... To najzwyczajniej na świecie przepis na katastrofę.
Zachichotał pod nosem.
- Powiedziałaś: Syriusz!
- Powiedziałam? - złapała się za usta i wstała.- Przepraszam. Idę się powiesić. W trybie natychmiastowym.
- A więc idę z tobą - zadecydował poważnie Daniel.
Wzięli kurtki i wyszli na zewnątrz w poszukiwaniu miejsca godnego śmierci arystokratki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz